niedziela, 14 listopada 2010

Moja Anglia

Decyzja o przyjeździe do Anglii była jedną z trafniejszych decyzji w moim życiu. Pracę dostałem dzięki polskiej firmie pośrednictwa pracy, która w 100% wywiązała się z umowy. Dostałem pracę, pracodawca zapewniał zakwaterowanie oraz pełen pakiet socjalny a także wszelką pomoc w załatwieniu wszystkich spraw. To czego można chcieć więcej na start? Zaraz po przyjeździe udało mi się odnaleźć Polską parafie gdzie poznałem dwóch wspaniałych ludzi, ks.Stanisława i ks. Pawła z Towarzystwa Chrystusowego. Można na nich polegać zarówno w sprawach duchowych jak i w życiu codziennym. Niestety po roku musiałem się pożegnać z ks. Pawłem gdyż został przeniesiony do Alcala de Henares.
Z perspektywy czasu muszę przyznać że żyje się tu po prostu łatwiej. Mając pracę i zarabiając nawet najniższą krajową nie trzeba się martwić że nie starczy do przysłowiowego pierwszego. Poznałem tu również masę fajnych ludzi różnych narodowości co daje szansę zapoznać się z różnoraką kulturą. Ogólnie przebywanie w tak zróżnicowanym narodowo i kulturowo środowisku pozwala nam się rozwijać, co oczywiście jest również dużym plusem. Są oczywiście też i minusy jak choćby tęsknota za Ojczyzną ale w ogólnym bilansie jednak plusy przeważają.
W zeszłym roku ze względu na to że miałem kilka spraw do załatwienia w Polsce wziąłem tutaj urlop bezpłatny i w drogę. No i na miejscu dopadły mnie myśli a może jednak zostać? Zacząłem myśleć o tym na prawdę bardzo poważnie no i szukam pracy. Po spotkaniach w kilku dziesięciu firmach i po dziesiątkach rozmów telefonicznych z ewentualnymi pracodawcami okazało się że albo mam za małe doświadczenie lub jestem za stary. Wpadła mi do głowy wtedy pewna myśl że jeżeli ja z moimi trzydziestoma kilkoma latami jestem za stary to jak maja znaleźć pracę ludzi po czterdziestce czy pięćdziesiątce??? Czyli modelowy pracownik powinien mieć nie więcej niż dwadzieścia pięć lat i piętnaście lat doświadczenia, paranoja. I tak polskie realia wybiły mi z głowy powrót i budowanie naszej wspólnej Ojczyzny, pozostało mi przechowywać Polskę w sercu. Gorzki uśmiech wywołują nawoływania naszych polityków do powrotu z emigracji ale pytam, do czego???

czwartek, 4 listopada 2010

Tak to się zaczęło

Tutaj wszytko się zaczęło, i z tym miastem wiążę swoje pierwsze wspomnienia z dzieciństwa. Dni beztroski i zabawy, bieda ale i wspaniali ludzie którzy mimo tego że sami nic nie mieli to dzielili się ze sobą ostatnim kawałkiem chleba. Ciesząca się jak najgorszą sławą najstarsza dzielnica Łodzi - Bałuty. To tutaj wysiedlano wszelkiego rodzaju "element podejrzany", to o tym miejscu mówiono "gorsza strona Łodzi". To o miejscu gdzie spędziłem dzieciństwo i młodość mówi jeden z bohaterów filmu Pavla Stingla "Bałuckie Getto" -
"Słyszeliście o Bałutach? Nawet jeśli nie jesteście z Łodzi, z pewnością wiecie, że nie należy pojawiać się tam po zmroku. - To taki Bronx. W 1940 roku w tej najbiedniejszej dzielnicy miasta Niemcy utworzyli getto i na 4 km kw. zamknęli ponad 160 tys. Żydów. Jednak chyba mało kto wie, że w 1941 r. przywieźli tam jeszcze 5 tys. Żydów z czeskiej Pragi. Dokumentalny film Pavla Stingla, to opowieści czeskich Żydów, którzy przeżyli getto, przeplatana obrazami współczesnych Bałut. Reżyser znajduje analogie między tymi i tamtymi Bałutami. Wtedy strach, głód, upokorzenie. Teraz bieda, beznadzieja, alkoholizm. I wtedy i teraz walka o przetrwanie. Czasem rezygnacja. Jakby jakieś piętno naznaczyło to miejsce. Współczesne kamienice na Bałutach wyglądają tak, jakby Żydzi przed chwilą je opuścili. Obdrapane ściany, wydeptane schody, wytarte poręcze. Dzisiejsza pracownia tatuażu to dawne więzienie. Pracujący w niej mężczyzna opowiada: - Tu, gdzie jesteśmy, była 13. cela. Te mury były świadkami tragedii wielu ludzi. Mieszczą wiele strachu."
A w moich wspomnieniach to najwspanialsze miejsce na ziemi - DOM !!! Mimo tego że już nie mieszkam tam od tak wielu lat zawsze wracam tam myślami z wielkim sentymentem.